Lampka turystyczna to zazwyczaj mała latarenka, którą wieszamy w namiocie, obozie, altance albo wiacie wieczorową lub nocną porą. Tego typu lampek jest mnóstwo — wydawałoby się, że trudno już wymyślić coś nowego. A jednak…

Firma BioLite przyzwyczaiła już świat turystyki do nieszablonowego podejścia do sprzętu outdoorowego. Kuchenka BioLite, lampka BioLite, czołówka BioLite i inne akcesoria wyróżniają się futurystycznym designem i dbaniem o ekologię, są funkcjonalne i świetnie sprawdzają się podczas biwaków, wypraw czy zwykłych podróży.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem lampkę solarną BioLite Solar FlexiLight, pomyślałem: „niezły kwiatek!” — i rzeczywiście, coś w tym jest.

Lampka wygląda jak kwiatek!

Długa, elastyczna, gumowana „łodyga” zakończona jest dyskowatym „kwiatem”. Z jednej strony znajduje się panel słoneczny ze wskaźnikiem ładowania, z drugiej — trzy diody LED, przykryte mlecznym, rozpraszającym światło kloszem. Z boku umieszczono włącznik i gniazdo ładowania. To naprawdę wygląda jak kwiat!

Najciekawsze jest jednak to, że dzięki elastycznej łodydze możemy zamontować lampkę w przeróżnych miejscach: na plecaku, szafce nocnej, rurze komina, ramie roweru, gałęzi, haku w namiocie, statywie, kijku, zagłówku fotela, rogalu podróżnym, barierce, wieszaku, balkonie, szafie, poręczy, a nawet w pociągu czy samochodzie. Można ją postawić, powiesić, zawinąć, zaczepić — jak tylko chcemy. Jedna lampka, wiele możliwości.

Lampka ma wbudowany akumulator o pojemności 450 mAh. Ładować ją można na trzy sposoby: za pomocą panelu słonecznego, zwykłą ładowarką telefoniczną (USB-C) lub z innego źródła zasilania. Ma trzy tryby natężenia światła (najmocniejszy to 40 lm) oraz tryb migania — przydatny, gdy chcemy oznaczyć nasze obozowisko na przykład podczas nocnego wyjścia, żeby łatwo trafić z powrotem.

Lampka towarzyszy mi nie tylko podczas leśnych wypadów. Stała się też moim nieodzownym kompanem w podróży. Często nocuję w hostelach lub hotelach, gdzie nie zawsze są lampki przy łóżkach. Wtedy ta mała lampka ratuje sytuację — mogę ją włączyć w nocy, bez konieczności zapalania głównego światła. Co ciekawe, jeszcze nigdy nie udało mi się jej całkowicie rozładować. Wieczorami świeci przez godzinę lub dłużej, czasem używam jej w nocy, a rano wystawiam na słońce, przypinając do plecaka — i gotowe. Nawet nie wiem, kiedy się ładuje.

Lampka wzbudza duże zainteresowanie.

Lampka bardzo mi się podoba. Ale nie tylko mnie — kiedy zobaczyła ją moja mama… no cóż, już wiecie, co dostanie na Dzień Matki!?

A wy? Gdzie zawiesilibyście swoją FlexiLight?

Marian Wyrzykowski